już teraz jest kimś, to nikim nie zostanie w przyszłości. Zamiast więc mądrzej kierować swoim życiem, ja tylko które was ze sobą szczególnie łączy. Może mówisz czasem do niej na przykład "kwiatuszku"?... - Mark, ja nie mogę... - Skoro upierasz się, żebym tu rządziła, to będziesz jadł to, co ja chcę. Takie są konsekwencje. ROZDZIAŁ SIÓDMY Tammy nie spuszczała z niego wzroku, jakby odgady¬wała intuicyjnie, jaką walkę toczył ze sobą w tym momen¬cie. Oto była kobieta skłonna obdarzyć go szczerym uczu¬ciem, równie gorącym i bezwarunkowym, jakim bez wa¬hania obdarzyła swojego maleńkiego siostrzeńca. Kobieta, która z miłości potrafiła zostawić wszystko, co ceniła, i przenieść się na drugi koniec świata. - Książę Mark wystąpił o adopcję Henry'ego. Po¬zuje z nim do zdjęć i wygląda jak zachwycony ojciec, też coś! Niespodziewanie uśmiechnął się. znalazł choć jedną kartkę - dajcie mi szybko znać, abym mógł wszystkim dopowiedzieć dalszy ciąg tej niezwykłej Pijaka. - Tylko dzieci kogoś lubią lub nie lubią takim, jakim ten ktoś jest, nie patrząc na to, jakie zajmuje panowie o tym wiedzieć. - O czym? - Pańska siostra jest na dole i robi awanturę. 10 - Sayre tu jest? - spytał oszołomiony Chris. Zmierzający do łazienki Huff zrobił w tył zwrot. Beck zerwał się z sofy i podszedł do okien. Nie dostrzegł niczego niezwykłego w hali. Wszyscy zajmowali się swoją robotą. - Zamierzała wejść bramą dla pracowników, nie dla gości - wyjaśniła Sally. - Mamy nowego strażnika, który jej nie rozpoznał i zatrzymał przy wejściu. Pani Sayre domaga się wpuszczenia do fabryki. - Powiedziała po co? - spytał Huff. Sally się zawahała, zanim odrzekła: - Mówi, że jest właścicielką tego miejsca. Mimo to strażnik obawiał się wpuścić ją do środka bez zezwolenia. - Powiedz, żeby ją zatrzymał - powiedział Chris. - Skontaktujemy się z nim. - Urządza tam piekło, jak to sam określił. - Powiedz, że jeśli nie wykona swojej cholernej pracy, ja mu dopiero urządzę piekło - rzucił Chris i przerwał połączenie. Huff się roześmiał, wydmuchując chmurę dymu. - Cóż, chłopcy, wygląda na to, że nasz nieobecny wspólnik nagle zainteresował się firmą. Nagłe pojawienie się Sayre chyba nie wydało się Chrisowi aż tak zabawne. - Zastanawiam się dlaczego - zauważył. - Zgodnie z tym, co twierdzi, jest właścicielką tego miejsca - powiedział dobitnie Huff. - Ma prawo tutaj być. - To prawda - wtrącił Beck. - Pod każdym legalnym względem jest wspólnikiem firmy, ale czy jesteś pewien, że chcesz ją wpuścić do fabryki? - Absolutnie nie - odparł Chris. - Dlaczego nie? - spytał Huff. - Choćby dlatego, że to niebezpieczne. Huff uśmiechnął się przebiegle do Becka. - Całymi latami zaprzeczaliśmy wobec inspektorów OSHA, że praca w fabryce niesie z sobą potencjalne niebezpieczeństwo. Jeżeli wpuszczę do środka własną córkę, dam wyraźny znak, że jestem przekonany o bezpieczeństwie tego miejsca, nieprawdaż? Jak zwykle Huff potrafił wykorzystać nawet najbardziej niekorzystną sytuację do swoich celów. Beck musiał przyznać, że jego punkt widzenia w tej sprawie mógł przynieść korzyści. Mimo to, wciąż miał obawy. Najwyraźniej Chris również. - To zły pomysł i zamierzam jej o tym powiedzieć. W końcu jestem tu dyrektorem. Jeżeli zabronię jej tam wchodzić, nie będzie miała nic do gadania - rzekł, podchodząc do drzwi. - Zaczekaj chwilę, Chris. - Huff podniósł rękę. - Jeżeli postąpisz w ten sposób, Sayre zacznie podejrzewać, że coś przed nią ukrywamy. Beck niemal widział obracające się trybiki w głowie starego, gdy ten przesuwał językiem papieros z jednego kącika ust do drugiego. Wreszcie spojrzał na Becka. - Ty do niej pójdziesz. Wyczuj ją, wysłuchaj, co ma do powiedzenia. Jeśli dojdziesz do wniosku, że najlepiej będzie ja stąd wyprowadzić, zrób to i zarygluj drzwi. Jeżeli uznasz, że dobrze wyjdziemy na wpuszczeniu jej do środka, zabierz ją na wycieczkę. Beck spojrzał na Chrisa. Nie wyglądał na zadowolonego, ale nie zaprotestował. Zapewne nie - Dlaczego? - spytała Róża. choć domyślała się jaka będzie odpowiedź. była szybkoschnąca i niemożliwe już było usunięcie jej z koperty, więc do dziś nie wiem, od kogo ta przesyłka. usłyszał:
to w gruncie rzeczy jest delikatnym, dobrym człowiekiem. - Tak? - Doktor Galbraith uśmiechnął się ciepło. - Jakie Ta odpowiedź jeszcze bardziej nie przypadła mu do gustu. SkrzyŜował na piersi I pocałował ją. - Jeśli można prosić, trochę więcej uwagi, lady Arabello. Jak brzmi imiesłów czasu przeszłego od czasownika devoir? zasnęło. Diana wyprostowała się, niepewna, co powiedzieć, jednak Arabella machnęła tylko ręką i rzuciła: Nic nie może pokrzyżować jego planów. Aby odsunąć jakiekolwiek podejrzenia, zaproponował ramię Adeli, na-stawiając się na pół godziny przeraźliwej nudy. uległem słabości, którą od dwóch lat zwalczałem w sobie. Clemency zbladła, a ręce zaczęły się jej tak trząść, że Eleanor szybko poprosiła siostrę o przyniesienie wody. Jedyne, co zapamiętała, to to, Ŝe walczył z jej koszulą nocną, potem z guzikami Zaczerwieniła się. gotowa... - Gierki?... Mój panie! - Clemency zdała sobie nagle sprawę, że omawiać plan z markizem na dole to jedno, a przebywać z tym okropnym człowiekiem w zamkniętym pokoju to coś zupełnie innego. Jej serce zabiło gwałtownie i spojrzała na niego wielkimi, wypełnionymi strachem oczami. To niemożliwe, by markiz skazał ją na taki los. - Jakie gierki? - zdołała wykrztusić. - Naprawdę tak sądzisz?
©2019 bonus.pod-wniosek.radom.pl - Split Template by One Page Love